Wehikuł czasu, czyli aktywne zabawy z dawnych lat, które musisz pokazać swojemu dziecku!
Kto z nas nie spędzał całych dni na zabawie w podchody czy zbijaka? A może tak jak Monika Pyrek „uciekaliście” przed skakanką i graliście w „kozła”? Pora na podróż wehikułem czasu i przypomnienie sobie najlepszych aktywnych zabaw z naszego dzieciństwa!
Rodzicu, przygotuj się na uronienie sentymentalnej łezki! Razem z Moniką Pyrek i Darią Kabałą-Malarz, znanymi sportowymi mamami i ekspertkami akcji „Rusz się z Kubusiem!”, wspominamy czasy, gdy zabawa na podwórku była dla nas całym światem.
Po pierwsze: podchody
Zasady tej kultowej zabawy pamiętają chyba wszyscy, ale warto przypomnieć te obowiązujące w najbardziej klasycznej wersji. Uczestnicy dzielą się na dwie grupy - uciekinierów oraz pościgową. Pierwsi mają wyznaczoną ilość czasu, by oddalić się od kolegów, zostawiając im rozmaite wskazówki. Najpopularniejsze podpowiedzi to układane z patyków lub malowane kredą strzałki, ale można też zdecydować się na bardziej skomplikowane, np. w formie rebusów. Grupa pościgowa może mieć wyznaczony limit czasu na złapanie uciekinierów, ale zabawa może też trwać aż do skutku.
Tak swoje zabawy w podchody wspomina Monika Pyrek, kiedyś czołowa lekkoatletka świata, a dziś mama 4-letniego Grzesia, która wspiera akcję „Rusz się z Kubusiem”, razem z marką Kubuś promując aktywność fizyczną wśród dzieci. - Zbieraliśmy na podwórku „bandę” i dzieliliśmy się na dwie drużyny. Oczywiście każdy chciał być w tej uciekającej. Do tej pory pamiętam trasy w Polanicy-Zdroju, gdzie jeździłam do babci na wakacje. W Parku Zdrojowym było mnóstwo zakamarków, w których można było ukryć się pośród rododendronów. Z rodzinnej Gdyni pamiętam za to podchody na terenie Trójmiejskiego Parku Krajobrazowego. Pewnego razu tak kombinowaliśmy, że aż sami się zgubiliśmy. Bardzo się zdziwiliśmy, natykając się na tabliczkę z napisem „Rumia”, co oznaczało, że odeszliśmy kilka kilometrów od domu i wylądowaliśmy w innym mieście. Było sporo strachu, ale na szczęście odnaleźliśmy drogę powrotną do domu - wspomina lekkoatletyczna mistrzyni.
Szczur, czyli uciekaj przed skakanką
Kiedyś do szczęścia dzieciakom wystarczyło naprawdę niewiele. Skakanka i kawałek twardego podłoża plus towarzystwo rówieśników i już można było grać w „szczura”! Jedna z najpopularniejszych zabaw z wykorzystaniem skakanki zaczynała się od wylosowania lub wyznaczenia tzw. „szczura”, który stawał w środku kółka i kręcił skakanką wokół własnej osi, jak najbliżej ziemi. Pozostali uczestnicy gry próbowali przeskakiwać nad sznurkiem, gdy ten zbliżał się do ich stóp. Jeśli ktoś nadepnął na skakankę lub nie udało mu się nad nią przeskoczyć, sam wchodził do środka i zostawał „szczurem”. Najlepszym miejscem do tej zabawy był betonowy plac, a trochę trudniej kręciło się na piasku czy trawie.
- Gdy byłam dzieckiem, nie było łatwo o wymyślne zabawki - mówi Daria Kabała-Malarz, dziennikarka sportowa i mama 5-letnich bliźniaków Bruna i Iwa, która również zaangażowała się w akcję realizowaną przez markę Kubuś. - Skakanka, guma do skakania albo zwykłe kapsle wystarczały nam, by świetnie się bawić. Potrzebne było jedynie towarzystwo rówieśników. Ja miałam łatwiej, bo mieszkałam tuż obok szkoły, a więc od boiska i bieżni. Gdy tylko odrobiłam lekcje, biegłam na boisko i próbowałam wszystkiego, co możliwe: piłki nożnej ze znacznie starszymi kumplami, koszykówki z dwa razy wyższymi ode mnie koleżankami, tenisa na betonowym placu czy wyścigów rowerowych na żużlowej bieżni.
Dwa ognie nie tylko na WF-ie
Gra znana z lekcji wychowania fizycznego, w latach 80. i 90. przebojem zdobyła też polskie podwórka. Podzieleni na dwie drużyny gracze zajmowali miejsca po dwóch stronach boiska i rzucali w przeciwników piłką. Co więcej, za linią końcową, a więc za plecami zawodników z każdej drużyny, stali zawodnicy z drużyny przeciwnej, tzw. „matki”. Każdy, kto oberwał piłką od rywala, schodził z boiska. Na koniec w pole wchodziła matka. Przegrywała ta drużyna, która jako pierwsza straciła wszystkich zawodników.
- Ulica dojazdowa do naszych bloków była tak podzielona, że tworzyła idealne boisko do dwóch ogni - wspomina Monika Pyrek. - Graliśmy w różnych układach: dziewczyny na chłopaków, starsi na młodszych czy klatka na klatkę. Zawsze byłam bardzo aktywna, dużo ryzykowałam i nawet podpuszczałam kolegów, wyginając się na wszystkie strony po ich rzutach.
Zapomniany polski wynalazek
Czy jest tu ktoś, kto nie pamięta z dzieciństwa zabaw kolorową, gumową obręczą? Ringo bardzo często trafiało w nasze ręce na lekcjach WF-u czy podczas rodzinnych wakacji. Co ciekawe, gumowy pierścień został wynaleziony w 1959 r. przez polskiego szermierza Włodzimierza Strzyżewskiego, który szukał inspiracji do udoskonalenia własnego treningu.
Ringo szybko zaczęło żyć własnym życiem i trafiło do większości polskich domów. Rzucanie obręczą zostało nawet odrębną dyscypliną sportową ze spisanymi zasadami. Dziś alternatywą dla zapomnianej zabawki są frisbee czy po prostu piłka.
Ucieczki przed sąsiadami
Zasady tej gry najlepiej opisze Monika Pyrek, która poświęcała jej w dzieciństwie długie godziny. - Zawsze uwielbiałam skakać, co w dorosłym życiu mi się opłaciło - śmieje się lekkoatletyczna legenda. - Stąd pewnie uwielbienie do gry w kozła, w którym odbijało się piłkę od ściany bloku i próbowało przeskoczyć ją okrakiem zanim skozłuje o ziemię. Byłam w tym prawdziwą mistrzynią. Niestety, wielogodzinne odbijanie piłki o ścianę i chodnik niespecjalnie podobało się sąsiadom, więc często musieliśmy zmieniać „boisko” albo zwiewać przed krzykiem zniecierpliwionych lokatorów.
Baseball po polsku
Popularny „palant” to również nieco już zapomniana gra, która niegdyś dorównywała popularnością na polskich podwórkach nawet piłce nożnej! Do gry potrzebne są kij, gumowa lub tenisowa piłeczka i oczywiście dwie drużyny młodych sportowców. Punkty dla swojej drużyny zdobywa się za celne i mocne odbicia oraz szybkie sprinty do wyznaczonych baz.
- Dziś wielu rodzicom wydaje się, że muszą dobrze „wyposażyć” swoje dzieci, by te świetnie się bawiły - podkreśla Daria Kabała-Malarz. - Moim zdaniem nie o to tu chodzi. Moim synom wystarczą towarzystwo i zadania do wykonania. Gadżety i inne udogodnienia schodzą na dalszy plan, kiedy można pobawić się w podchody czy na razie uproszczoną wersję palanta.
Najprostszy sposób na aktywną zabawę
Zasad gier w chowanego czy berka nikomu wyjaśniać nie trzeba. Klasy, guma i akrobacje na trzepaku również były dla nas codziennością. W czasach naszego dzieciństwo sposób na wspaniałą zabawę był zaskakująco prosty - wystarczyło wyjść z domu i… gotowe! - Nasi rodzice musieli walczyć o lepsze jutro i nie zawsze mieli czas, by pokazywać nam aktywności - podkreśla Daria Kabała-Malarz, która dziś w ramach akcji „Rusz się z Kubusiem!” sama podpowiada innym mamom, jak zachęcać dzieci do ruchu. – Niezwykle aktywnie funkcjonowaliśmy za to w wakacje, kiedy całą rodziną graliśmy pasjami w badmintona, siatkówkę, ping-ponga i pływaliśmy w jeziorze, przerwy robiąc tylko na posiłki. W czasie roku szkolnego byłam zaś dzieckiem, które wychowywało się na SKS-ach i przyszkolnych boiskach.
Podczas aktywnych zabaw na świeżym powietrzu nie wolno zapominać o odpowiednim nawodnieniu. Dziecko, zwłaszcza w cieplejsze dni, zawsze powinno mieć pod ręką coś do picia. - Najlepszym napojem w trakcie letnich zabaw jest woda - podkreśla Aleksandra „SportsMama” Różnowska, trenerka personalna, blogerka i mama 4-letniego Tymka. - Szybko gasi pragnienie, nadawania, reguluje temperaturę ciała, nawilża skórę i śluzówki, oczyszcza organizm z toksyn. Dla dzieci najwygodniejsza jest taka w butelce z korkiem „niekapkiem”, dzięki któremu maluch się nie obleje. Polecam też soki owocowe i warzywne. Najlepiej przecierowe, z drobinami miąższu, w którym znajduje się regulujący trawienie błonnik. Taki sok może zastąpić nawet jeden z posiłków.
- Często zastanawiamy się, ile dziecko powinno pić w ciągu dnia - dodaje „SportsMama”. - Trzeba wiedzieć, że nie zależy to od jego wieku, a od wagi. Dla 2-latków i dzieci starszych liczymy 100 ml na każdy kilogram z pierwszych 10 kilogramów masy ciała plus 50 ml na każdy kolejny kilogram powyżej. Jeżeli jednak w danym dniu dziecko jest bardziej aktywne niż zwykle lub gdy na dworze jest upalnie, dziecko powinno wypić więcej. Maluchy nie zawsze pamiętają o nawadnianiu i kluczowa jest tutaj rola rodziców, którzy powinni tego pilnować. Odwodnienie następuje u dzieci bardzo szybko, dlatego regularnie kontrolujmy ilość spożywanych przez nie płynów.
Spragnieni miłośnicy aktywnych zabaw mogą sięgnąć po nową, wzbogaconą witaminami wodę smakową Kubuś Waterrr Sport, która została przygotowana z myślą o potrzebach najmłodszych konsumentów i idealnie sprawdza się podczas każdej aktywnej zabawy.
Psychodietyk - osoba , która pracuje z klientem nad psychologicznymi barierami na drodze do osiągnięcia satysfakcjonującej wagi ciała i zdrowego stylu życia poprzez:
wypracowanie zdrowych nawyków żywieniowych
wzmocnienie motywacji
zmianę niesprzyjających przekonań i zachowań
wzmacnianie poczucia własnej wartości
regulację emocji , dzięki którym możliwa jest eliminacja nadmiernego jedzenia
Mechanizm oszczędnościowego genotypu czyli dlaczego diety są nieskuteczne?
Po utracie upragnionych kilogramów będących skutkiem stosowania diety przynajmniej 90% osób powróci do swojej normalnej wagi, a często nawet ją przekroczy. Dzieje się tak dlatego, że zastosowanie diety wyzwala w naszym organizmie niestrudzone, genetycznie uwarunkowane mechanizmy przystosowania się do głodu, które posiadamy w spadku od ewolucji.
Powrót do poprzedniej wagi po zakończeniu diety nie jest związany z brakiem siły woli jak większość z nas myśli, ale z mechanizmem fizjologicznym jaki ewolucja wbudowała w nasze organizmy , byśmy mogli przetrwać jako gatunek ludzki czasu chłodu i głodu. Nosi on nazwę mechanizm oszczędnościowego genotypu. Obrazowo mówiąc: jeśli mamy do czynienia z dwoma jednojajowymi bliźniakami a jeden z nich przeszedł dietę, to jeśli po jej zakończeniu zje tyle samo co brat bliźniak , który na diecie nie był, to ten pierwszy przytyje a ten drugi nie. Podczas chudnięcia organizm przestawia swój metabolizm tak, aby uzyskać z określonej ilości pokarmu więcej kalorii i w miarę możliwości zaczyna gromadzić zapasy. To trochę tak jakby zaczął myśleć: ,,skoro teraz brakuje jedzenia, to trzeba się przygotować na taką ewentualność w przyszłości i zgromadzić rezerwy…”
Każda osoba, która stosowała diety odchudzające, polegające na radykalnej zmianie składników żywieniowych a także ich racji, po powrocie do ,,normalnego odżywiania’ ’poczuje, że jego łaknienie jest większe a ta sama ilość pokarmu wywołuje większy wzrost otyłości. Te mechanizmy metaboliczne są tym wyraźniejsze, im częściej ktoś dietę stosował.
Co zatem zamiast diety odchudzającej?
Dobre, zdrowe nawyki żywieniowe pozwalają utrzymać nasz organizm w dobrej formie zarówno psychicznej jak i fizycznej. Raz wypracowany nawyk, ukształtowany w naszej psychice jako pożądany, pozostaje z nami do końca życia. Zatem kształtowanie dobrych nawyków żywieniowych to długi proces ale niewątpliwie wpływa na lepszą kondycje całego organizmu-tak fizyczną jak i psychiczną.
Anna Proch psycholog, psychodietetyk