Tak dla Zdrowia logo

Aktualności

“W Szczebrzeszynie chrząszcz brzmi w trzcinie...”

Na prawidłowy rozwój dziecka wpływa wiele czynników, między innymi systematyczne czytanie. O książkach pomocnych w rozwijaniu dziecięcej mowy, wrażliwości na świat i wyobraźni oraz o tym, jak je wspomagać, rozmawiamy z Agnieszką Frączek.

 

 


Paulina Jóźwiak: Pomysł napisania książeczek z funkcją logopedyczną powstał po tym, jak zaczęto ją przypisywać „Trzeszczykom...“, przed czym się Pani broni. Jaka jest zatem różnica między „Trzeszczykami…“ a „serią logopedyczną”?

Agnieszka Frączek: „Trzeszczyki” to przede wszystkim gra językiem. Ta książka ma bawić, śmieszyć, intrygować, ale nie została pomyślana jako pozycja specjalistyczna. A ponieważ nie chciałabym udawać, że jest inaczej, nadal bronię się uparcie przed przypisywaniem „Trzeszczykom” funkcji logopedycznej. Oczywiście, trzeszczące wierszyki mogą być wykorzystywane przez logopedów i wiem, że często tak się dzieje, ale wymaga to uważnej analizy każdego wiersza i takiego doboru materiału do ćwiczeń, aby nie okazały się one zbyt trudne.
Natomiast wiersze z serii logopedycznej to niemal „gotowce”. Zanim zabrałam się do rymowania, przeczytałam od deski do deski mnóstwo publikacji z dziedziny logopedii, przegadałam wiele godzin z panią Iwoną Podlasińską, logopedką, razem stworzyłyśmy plan serii, rozdzielając zaburzenia mowy na poszczególne książki, przedyskutowałyśmy też inne szczegóły, na przykład poziom trudności wierszy. Jednym słowem seria logopedyczna ma rzetelne podstawy merytoryczne.

P.J.: Jest Pani germanistką i leksykografem. Zgaduję, że aby tworzyć słowniki, trzeba się tym pasjonować. Skąd zatem pomysł na pisanie bajek?

A.F.: W pracy nad słownikami pasja rzeczywiście jest pomocna, a ja na jej brak nigdy nie narzekałam. A skąd pomysł na książki dla dzieci? Sama nie wiem! To przyszło do mnie nagle i niespodziewanie, do dzisiaj jestem tym radośnie zaskoczona. Duże znaczenie miała tu z pewnością wspomniana już pasja językowa, język mnie fascynował, odkąd pamiętam. A katalizatorem okazało się przyjście na świat naszej córeczki, to dla niej zaczęłam pisać pierwsze wiersze.

P.J.: Seria „Na końcu języka“ bez wątpienia podoba się dzieciom. Niemniej jednak, to rodzic świadomie musi kupić książeczkę i łamać język wraz z dzieckiem. Nie obawia się Pani, że rodzicom może zabraknąć cierpliwości i szybko znudzi im się powtarzanie tego samego wierszyka?

A.F.: Ależ nauka przecież w dużej mierze polega właśnie na powtarzaniu! Wszystko jedno, czy to nauka jazdy na rowerze, czy nauka pisania – trzeba ćwiczyć, ćwiczyć, ćwiczyć... Oczywiście, to zrozumiałe, że wielokrotne powtarzanie tej samej czynności czy tego samego tekstu może się znudzić, dlatego seria logopedyczna została zaplanowana tak, żeby małym Czytelnikom, a także ich Rodzicom i Nauczycielom urozmaicić pracę: w książkach każdemu z zaburzeń mowy przypisanych jest kilka wierszy, dłuższych i krótszych, prostszych i trudniejszych. Jest więc z czego wybierać.

P.J.: W ramach spotkań autorskich odwiedza Pani także małe miasteczka i miejscowości. To bardzo istotne, gdyż z oczywistych względów nie ma tam takiego dostępu do kultury, jak w dużym mieście. Jakie wrażenie robią na Pani mali czytelnicy?

A.F.: Mali Czytelnicy nieustannie zachwycają mnie swoją spontanicznością, świeżością skojarzeń, niestrudzoną pomysłowością. Za każdym razem łapczywie chłonę tę atmosferę, staram się zarazić tym ich jeszcze niczym nieskrępowanym sposobem myślenia.
Na spotkaniach często czytam wiersz o krowach, które z gracją jeżdżą na nartach. Zanim jednak ten tekst przeczytam, pytam: „Czy ktoś z Was widział kiedyś krowę-narciarkę“? Najpierw odpowiadają, zdziwieni: „Nieee“. Ale zwykle już po chwili znajduje się ktoś odważny, kto z uśmiechem przyznaje się do takiego nietypowego spotkania. Drążę więc dalej: „Jak wyglądała krowa? Miała dwie pary nart czy cztery? A jaki miała kombinezon“? I wtedy się zaczyna! Dzieci dyskutują zawzięcie, wręcz kłócą się o krowi wygląd, omawiają każdy szczegół krowiej aparycji, a pomysły mają wspaniałe! Tylko dzieci tak potrafią!

P.J.: Ostatnia z wydanych książek „Byk jak byk...“ w ciekawy i zabawny sposób objaśnia często popełniane błędy językowe. To wspaniały sposób na to, by wpoić dzieciom podstawową wiedzę z języka polskiego. Poziom czytelnictwa, zwłaszcza wśród młodzieży, jest coraz gorszy. Zna Pani jakieś magiczne sztuczki na to, by zachęcić dziecko do czytania już od najmłodszych lat?

A.F.: Magiczne...? Nie, magicznych sztuczek nie znam, moim zdaniem najlepiej sprawdzają się tu całkiem zwyczajne metody. Trzeba dzieciom czytać, czytać i jeszcze raz czytać, przy czym to czytanie nie może być „odbębniane”, nie może też stać się obowiązkiem, takim jak mycie zębów. Ono ma być radością! Dziecko, któremu rodzice czytają, szybko odkrywa, ile wspaniałości kryje się w książkach. A chwile spędzone z dzieckiem i książką są wyjątkowe. Nie da się przecież czytać, drugą ręką mieszając zupę. Książka wymaga od nas zwolnienia tempa, wyciszenia. U nas w domu głośnemu czytaniu zawsze towarzyszą przytulanki. Nasza córka chyba w ogóle nie wyobraża sobie, że mogłaby słuchać książek, nie tuląc się do nas. A i obrazki w książce widać lepiej, kiedy się zerka na nie spod maminego ramienia!
Niezmiernie istotne jest również to, żeby dziecko widywało czytających rodziców. Bo skoro tata czyta i czyta, tak, że nawet mecz w telewizji nie jest w stanie odwrócić jego uwagi od książki, to chyba COŚ w tej książce musi być...

P.J.: Ma Pani już plany co do kolejnych pozycji? Jakieś nowe pomysły popularyzujące wiedzę o współczesnej polszczyźnie?

A.F.: Pomysłów mam mnóstwo! W tej chwili przygotowuję dla Wydawnictwa Literatura książkę pt. „Mała literka, a zmiana wielka”, której tematem przewodnim są homofony, czyli wyrazy brzmiące tak samo, ale różniące się pisownią i znaczeniem. W książce wystąpią więc kot i kod, smok i smog, a nawe t gadki i gatki.

P.J.: Co Agnieszka Frączek i jej rodzina, oprócz czytania, robią dla zdrowia? Czy wakacje spędzicie równie aktywnie jak rzeczone „krówki-narciarki“?

A.F.: Oczywiście! Moja córka ma niespożyte pokłady energii, przy niej nie może być mowy o błogim lenistwie. Kiedy jesteśmy na Mazurach, już o świcie wsiada na rower i gna nad jezioro, pływa, nurkuje, potem znów pedałuje, jeździ na koniach, hulajnodze, rolkach... Żeglujemy. A po całym dniu pełnym wrażeń, kiedy my marzymy już tylko o odpoczynku na tarasie z książką w ręku, Isia pyta: „To co będziemy teraz robić“?

P.J.: Nie trudno wyobrazić sobie Pani odpowiedź: „Czytać!“. Dziękuję serdecznie za rozmowę.

 
Podziel się na Facebooku

Reklama
Partnerzy
logo_baron_366x100.jpg
Wyszukaj artykuł