Logopedia na co dzień, cz. I
„Rozwój mowy każdego człowieka zależy od wielu czynników. Jest między innymi uwarunkowany genetycznie i uzależniony od wrodzonych właściwości naszego organizmu. Nie mniej istotne jest środowisko, w którym się wychowujemy oraz w którym przebywamy. Bez czynnika społecznego mowa ludzka ma nikłe szanse, aby się rozwinąć”.
Zapraszamy do lektury wywiadu z Panią Justyną Pacurą-Syrocką, logopedą ZS nr 24 w Toruniu oraz sekretarzem Oddziału Kujawsko-Pomorskiego Polskiego Związku Logopedów, mamą czteroletniej Julki.
Paulina Jóźwiak: Który moment, w procesie rozwoju dziecka, jest najistotniejszy dla rozwoju mowy?
Justyna Pacura-Syrocka: Trudno powiedzieć, który moment może być najistotniejszy, bo każde dziecko jest inne. Jedno natomiast jest pewne: najlepszymi obserwatorami rozwoju mowy dziecka są oczywiście jego rodzice – rodzice świadomi. Ci, którzy uczestniczą w zajęciach szkoły rodzenia wiedzą, że rozwój mowy rozpoczyna się już w życiu płodowym. Przemawianie do swego nienarodzonego dziecka, czytanie bajek, wierszyków do brzuszka matki nie jest (jak uważają niektórzy) „fanaberią młodych rodziców”, tylko ich świadomym oddziaływaniem na rozwój płodu i dostarczaniem mu potrzebnych, emocjonalnych bodźców. Jak widać warto zadbać o prawidłową komunikację dziecka już przed jego narodzinami.
P.J.: A zatem uczymy dziecko mówić już od pierwszych chwil jego życia poza łonem matki?
J.P-S.: Tak. Niestety bardzo mało uwagi poświęca się rozwojowi mowy dzieci od 0 do 3 lat, podczas gdy ten właśnie okres w życiu każdego człowieka jest najważniejszy, a jego rozwój wówczas przebiega najszybciej. W kolejnych etapach życia już nigdy nie będziemy tak łatwo i tak szybko przyswajać umiejętności, sprawności oraz rozwijać swojego potencjału na przyszłość. Po narodzinach zaczyna się (często nieuświadomiona przez rodziców) ciężka praca dziecka nad rozwojem mowy. Tak banalne wydawałoby się w oczach niektórych ssanie, żucie, połykanie, to nic innego jak przygotowywanie narządów artykulacyjnych do wykonywania skomplikowanych ruchów niezbędnych w późniejszym okresie do prawidłowej wymowy większości głosek. Zaburzenia tych czynności mogą doprowadzić do nieprawidłowego rozwoju narządów artykulacyjnych np. ich słabej sprawności, nieprawidłowego zgryzu itd. To z kolei, staje się przyczyną późniejszych ewentualnych wad wymowy.
P.J.: Jak rozpoznać, że dzieje się coś nieprawidłowego z rozwojem mowy dziecka?
J.S-P.: Pytanie młodych rodziców, które najczęściej słyszę, dotyczy tego, kiedy tak naprawdę zgłosić się z dzieckiem do logopedy. Moja odpowiedź brzmi zawsze tak samo: „Na wizytę u logopedy zawsze jest pora - nie ma tutaj ograniczeń wiekowych. Rozsądek podpowiada, że należy zgłosić się wtedy, gdy coś rodziców zaniepokoi, aby rozwiać wątpliwości lub ewentualnie podjąć odpowiednią terapię”. Błędnie przyjmuje się w naszym społeczeństwie postawę, że logopeda zajmuje się dziećmi dopiero wtedy, kiedy te pojawiają się w szkole i „źle mówią”. Przekonanie to wynika zapewne z tego, że wówczas to najczęściej rodzice po raz pierwszy trafiają z dziećmi na terapię.
P.J.: Jakie objawy w rozwoju malucha powinny zaniepokoić rodziców?
J.S-P.: W okresie wczesnego rozwoju powinno zaniepokoić rodziców spanie dziecka z otwartą buźką, nagminne krztuszenie podczas karmienia piersią, trudności w ssaniu piersi, później np. brak nawiązywania kontaktu z otoczeniem, stałe przekrzywianie główki (mogące prowadzić do przerostu mięśni twarzy) itd. Są to sygnały, które powinny być skonsultowane z pediatrą i innymi specjalistami, w tym nierzadko z logopedą.
Często dzieci trafiają do gabinetów logopedycznych, gdy mają dwa lata, dwa i pół, trzy i wymawiają niewiele słów. Wówczas logopeda sprawdza rozumienie mowy, stopień rozwoju dziecka i proponuje rodzicom działania uzależnione od postawionej diagnozy. Tym, którzy nieustannie porównują swoje dziecko do innych, chciałabym przekazać, że każdy z nas ma indywidualny rytm rozwoju i nie wszyscy zaczynają mówić, gdy mają 10 czy 18 miesięcy. Są jednak symptomy, które świadczą o opóźnionym rozwoju mowy i to właśnie mają ustalić specjaliści a nie domownicy czy sąsiedzi.
P.J.: Czyli nie należy ulegać presji otoczenia, tylko skupić się na własnych obserwacjach? W końcu to rodzic najlepiej zna własne dziecko...
J.S-P.: Presja otoczenia ma często negatywny wpływ na rodziców – z jednej strony prowadzi do bagatelizowania problemów z komunikacją językową, a z drugiej strony do nadmiernej wrażliwości rodziców. Pierwsze zjawisko prowadzi do zaniedbań, których skutki bywają nieodwracalne, drugie do nadmiernej opiekuńczości i wyręczania dziecka z niektórych działań. Zmierzam do tego, aby wyjaśnić, iż niektóre problemy z wymową dziecka mają swoje źródło właśnie w jego otoczeniu. Dziecko nawiązuje relację ze swoimi bliskimi już przed narodzinami. Świadoma chęć nawiązania kontaktu następuje później. To czy dziecko będzie chciało się z nami komunikować, uzależnione jest od naszej reakcji na jego próby „rozmowy”. Kiedy się uśmiecha, powinniśmy na uśmiech odpowiedzieć uśmiechem, kiedy na nas patrzy, mówmy do niego. Pozwólmy mu odpowiedzieć na nasze pytania – niech to będzie dialog a nie monolog przewijającej lub kąpiącej maluszka mamy. Ta sama zasada dotyczy dzieci starszych. Pozwólmy powiedzieć naszemu przedszkolakowi to, co chce nam przekazać. Nie przerywajmy, słuchajmy z uwagą i aktywnie. Zadawajmy pytania, bądźmy partnerami...
P.J.: Kiedy dziecko może się zniechęcić do mówienia?
J.S-P.: Bywają rodzice, dziadkowie, którzy mają zbyt wygórowane ambicje wobec swoich dzieci i wnuków, stawiając przed dzieckiem zadania znacznie przekraczające jego możliwości. Dziecko wówczas łatwo się zniechęca. Wiecznie poprawiane, spotykające się z niezadowoleniem i dezaprobatą otoczenia w końcu przestaje mówić. Nie znając norm rozwojowych dla danego wieku, rodzice wymuszają nierzadko na dziecku wymawianie głosek, które potem pozostają już zniekształcone do końca życia np. głoska [r]. Z drugiej strony pamiętajmy o tym, aby dziecka nie wyręczać. Nie rozdrabniajmy ciągle dwulatkowi pokarmów, pozwólmy na rozwój narządów artykulacyjnych. Każdy z nas musi nauczyć się komunikowania własnych potrzeb. Jeżeli dziecko nie podejmuje wysiłku porozumiewania, bo otoczenie spełnia wszelkie jego życzenia i roszczenia, wówczas proces rozwoju mowy spowalnia się. Częstym błędem jest spieszczanie podczas rozmowy z dzieckiem lub naśladownictwo swoistej, jeszcze niedoskonałej wymowy dziecka. Takie zachowania utrwalają niepotrzebnie negatywne wzorce.
P.J.: Kiedy rozpoczyna się okres najintensywniejszego rozwoju mowy dziecka? Co temu rozwojowi sprzyja?
J.S-P.: Niewątpliwie pójście dziecka do przedszkola ma ogromny wpływ na rozwój mowy dzieci w wieku trzech-sześciu lat. Kontaktu z rówieśnikami, ukierunkowanej zabawy pod opieką nauczyciela wychowania przedszkolnego nic nie jest w stanie zastąpić. Jeżeli w przedszkolu jest też logopeda, możemy mieć pewność, że nieprawidłowości w mowie dziecka zostaną w porę wychwycone i przy pilnej współpracy z rodzicami zniwelowane. Niestety zarysowuje się tendencja do likwidacji etatów logopedycznych w placówkach oświatowych, przez co rodzice z pewnością będą mieli utrudniony dostęp do tego rodzaju specjalistów, a co za tym idzie, może się również wiązać z nakładami finansowymi. Częstym błędem rodziców w tym okresie jest założenie, że ćwiczenia raz w tygodniu z logopedą są wystarczającym działaniem, aby rozwiązać problemy z zaburzeniami mowy. To kolejna przyczyna niepowodzeń dziecka w procesie komunikacji językowej.
P.J.: Z jakimi problemami borykają się na co dzień logopedzi?
J.S-P.: Największym problemem, z którym się borykamy, jest nieuświadomienie rodziców i bagatelizowanie przez nich nieprawidłowości w mowie dziecka. Trudno jest wytłumaczyć, że ich pociecha potrzebuje pomocy. Rodzice, którzy nierzadko również mają wady wymowy, nie przyjmują do wiadomości, że ich dziecko może mieć z czymś problem. Bywa tak, że to logopeda jest pierwszą osobą „burzącą idealny obraz dziecka” zakodowany w rodzicach. To przykry moment dla obu stron, które przecież mają wspólny cel: dobro dziecka. Od sposobu zakomunikowania pewnych spostrzeżeń przez nauczyciela, logopedę w dużej mierze zależy dalsza współpraca rodziców i terapeuty. Należy też uświadomić sobie, że logopeda to instruktor, który pokazuje dziecku i rodzicom, jak wykonywać ćwiczenia.
Niedługo także pojawi się ogromny problem, o którym nikt nie mówi głośno – do szkół trafią sześcio i pięciolatki czyli dzieci w okresie zwanym przeze mnie zintensyfikowaną częstotliwością występowania wad wymowy. Natomiast tendencją, którą obserwuje od niedawna środowisko logopedów jest ograniczanie pomocy specjalistycznej w placówkach oświatowych. W tej chwili są jeszcze etaty lub godziny logopedów w szkołach. Niedługo jednak taki stan rzeczy może ulec zmianie. Dokąd wówczas będą musieli udać się rodzice? Pozostają poradnie pedagogiczne, które nie są w stanie przyjąć wszystkich rodziców i dzieci, a przecież czas, i szybkość podejmowanych działań, terapii ma tu ogromne znaczenie dla jej powodzenia. Prywatne gabinety będą pewnie mogły liczyć na nowych klientów, ale najprawdopodobniej sytuacja może zakończyć się brakiem jakichkolwiek działań ze strony rodziców. Jeżeli w szkole nie ma logopedy, to nauczyciel nauczania zintegrowanego jest taką osobą, która może pokierować działaniami rodziców i zasygnalizować, iż dziecko ma problem wymagający interwencji. Pamiętajmy jednak, że nauczyciel nie musi mieć wykształcenia w danym kierunku i nie zastąpi ani działań rodziców, ani specjalistów.
P.J.: W jaki sposób stara się Pani edukować nieświadomych zagrożeń rodziców?
J.S-P.: Pracy w domu z dzieckiem nie zastąpi 30 minut spędzonych z logopedą raz w tygodniu. Tylko wykonywanie wszelkich zaleceń, ćwiczeń, zabaw z dzieckiem wróży szybkie zakończenie terapii i osiągnięcie zamierzonych rezultatów. Staram się pokazać rodzicom ewentualne skutki zaniedbanych nieprawidłowości w wymowie dziecka, przedstawiając im historie prawdziwych osób, które nierzadko obwiniają w dorosłym już życiu rodziców za swoje niepowodzenia. Zarzucają im brak pilności, zaniedbanie i udowadniają, że wady wymowy są przeszkodą w realizacji planów zawodowych, osobistych lub wręcz skazują ich z góry na niepowodzenia we wszelkich obszarach działania. Niekiedy wystarczy powiedzieć i uświadomić rodzicom, że uczniowie z wadami wymowy są częściej narażeni na porażki lub brak sukcesów w nauce, bywają wyszydzani przez rówieśników, niezrozumiani przez otoczenie, nie nawiązują bliskich relacji. Co za tym idzie - są samotni, wyizolowani, a szkoła staje się dla nich przykrym obowiązkiem. Możemy tego uniknąć, podejmując jak najwcześniejszą interwencję, stosując się do uwag nauczyciela i logopedy. Nie odbierajmy ich spostrzeżeń jako krytyki, bo przecież najważniejszy dla wszystkich zainteresowanych jest rozwój dziecka. Nie rozumiem też rodziców, którzy dobrowolnie rezygnują z możliwości uczestniczenia w terapii logopedycznej oferowanej przez szkoły.
W swojej wypowiedzi celowo unikam specyficznej terminologii logopedycznej. Uważam, że jako specjaliści często zapominamy, że musimy rodzicom przekazać pewne spostrzeżenia w sposób przystępny i zrozumiały, aby ich nie wystraszyć, tylko zachęcić do uczestniczenia w terapii. Nieporozumienia na linii terapeuta-rodzic, względnie nauczyciel-rodzic, są w dużej mierze uwarunkowane brakiem umiejętnej komunikacji tych pierwszych. Zachęcam więc do przyjrzenia się swoim wypowiedziom, tudzież sprawdzenia, czy wysłany przez nas komunikat został zrozumiany zgodnie z naszą intencją.
P.J.: Jakie są najczęstsze wady wymowy u dzieci?
J.S-P.: Najczęstsze wady wymowy u sześcio i siedmiolatków to sygmatyzm i rotacyzm. Rzadko pojawiają się dyslalie (czyli połączenie kilku wad) i mowa bezdźwięczna. Zdarzają się różne przypadki i różne wady. Każde dziecko jest inne i wymaga indywidualnego podejścia. Czasami ćwiczenie, które sprawdza się u 99% przypadków, w tym jednym może nie odnieść skutku. Efekty terapii też nie u wszystkich dzieci będą podobne i nie pojawią się w tym samym czasie. Dlatego tak ważna jest indywidualizacja pracy z dzieckiem, o którą coraz trudniej, kiedy logopeda w szkole ma czterech podopiecznych w ciągu zajęć. Jako logopedzi chcielibyśmy objąć opieką i podjąć terapię z wszystkimi dziećmi, które tego wymagają – niestety, często nie ma takiej fizycznej możliwości. Jako porażkę odbieram każdą sytuację, kiedy zmuszona jestem odesłać dziecko i jego rodzica z powodu braku miejsc. Staram się wówczas przyjąć niektórych chociaż raz na dwa tygodnie, zdając sobie sprawę z tego, że na efekty terapii trzeba będzie poczekać dłużej i o tym samym uprzedzam też rodziców.
P.J.: Jak wygląda terapia logopedyczna?
J.S-P.: Schemat przebiegu terapii bywa zazwyczaj taki sam: logopeda zaczyna od usprawniania artykulatorów, potem wywołuje głoskę w izolacji, następnie ją utrwala i na końcu dąży do zautomatyzowania w mowie podopiecznego. Wszystko oczywiście zależy od rodzaju wady, jej przyczyn i możliwości dziecka oraz zaangażowania rodziców. Jeżeli chodzi o ćwiczenia narządów artykulacyjnych, takim bezpiecznym i dobrym na wszystko ćwiczeniem jest tzw. „kląskanie konika”. Polecam je gorąco wszystkim rodzicom i wszystkim dzieciom. Ćwiczenia języka usprawniające jego ruchliwość (ale tylko te wykonywane wewnątrz jamy ustnej) również uważam za bezpieczne. Wykonujmy ćwiczenia metodą wspólnej zabawy z dzieckiem. Urządzajmy wyścigi fruwających liści wycinanych z papieru, na które dmuchamy słomką. Opowiadajmy dziecku historie o przygodach „Pana Języczka” – niech rysuje językiem wzorki na podniebieniu, wykonuje akrobacje, figury i odwiedza przeróżne miejsca. Tak naprawdę dużo zależy od naszej wyobraźni i wskazówek logopedy. Niech ćwiczenia staną się czasem spędzanym z dzieckiem w sposób aktywny i atrakcyjny. Wiele znaczy też nasze nastawienie. Czasami warto znów poczuć się dzieckiem, aby lepiej do niego dotrzeć.
P.J.: Dziękuję za rozmowę.