17 luty
Dziś zdębiałam-otwieram lokalną prasę, pobieżnie czytam nagłówki artykułów i nagle wzrok mi utkwił w nazwisku na jednym z nekrologów- „to nasz pacjent, pan Władek, przychodził tu tak często” . Zrobiło mi się strasznie smutno, przykro i wywołało falę przemyśleń nad kruchością ludzkiego życia. Odchodzimy za szybko, bez pożegnania, zostawiając po sobie wiele nieskończonych spraw. Pomyślałam sobie o panu Władku, że był taki pogodny, taki energiczny, zawsze jakiś żarcik powiedział, często częstował słodyczami. Nic nie zapowiadało tego, że tak z dnia na dzień odejdzie. To się stało tak nagle. Wspomniałam tych wszystkich pacjentach , których już nie ma, którzy już nigdy nas nie odwiedzą. Z racji tego, iż nasza apteka mieści się na osiedlu dość licznie zamieszkanym przez ludzi starszych to coraz częściej słyszymy o śmierci znanych nam zza aptecznej lady osób. Przypomniałam sobie również o sympatycznym starszym małżeństwie , które zawsze trzymając się za rękę przychodziło do nas po leki. I to właśnie pani sprawiała wrażenie osoby bardziej schorowanej, znacznie więcej leków niż mąż wykupywała. Jednego dnia przyszła do apteki sama, ubrana na czarno i zaczęła wyrzucać do pojemnika na leki przeterminowane całe mnóstwo fiolek, blisterów…..reszty się już sama domyśliłam.