18 sierpnia
Cały rok czekam na letnią labę w promieniach słońca. Wypoczynek w ciepłym, naturalnym świetle kojarzy się mi przemiło, wręcz słodko. Jednak jak każdy cukier w nadmiarze szkodzi. Zbyt długa i intensywna ekspozycja na słońcu powoduje starzenie się skóry, utratę elastyczności, przesuszenie ale przede wszystkim raka skóry. W tym miejscu musimy powiedzieć sobie, że opalenizna to nie wakacyjna nagroda i ozdoba z muszelek. Brązowienie skóry to sposób obrony naszego organizmu przed promieniowaniem. Koloryt naskórka ciemnieje, ponieważ chce się chronić przed wnikaniem ultrapromieni pod skórę, poprzez pogrubienie warstwy melatoniny.
Nie ma jednak co demonizować. W umiarze słońce pobudza produkcję witaminy D odpowiedzialnej za budowę kości. Co więcej poprawia samopoczucie, więc kiedy już trafimy na plażę nie żałujmy kremu z filtrem. Smarujmy się minimum co półtorej godziny, nawet jeśli krem jest wodoodporny. Po kąpieli, nawet on częściowo traci na wartości, zwłaszcza gdy wytrzemy się ręcznikiem. Nie oszczędzajmy go, ponieważ taki krem na nic nam się nie przyda w przyszłym roku. Nierozpakowany krem jest ważny co prawda 3-4 lata, jednak po otwarciu potrafi stracić swoje właściwości nawet w 3 tygodnie. Niszczenie filtru w kremie przyspiesza wysoka temperatura i ekspozycja świetlna. Sam dobór filtru jest prosty. Im jaśniejsza skóra i cieplejszy klimat, tym wyższy powinien być filtr.
Krem z filtrem to nie wszystko, liczy się też profilaktyka. Przed sezonem warto zahartować się regularnym przyjmowaniem beta karotenu. Kiedy już przychodzi dzień wyjścia na plażę, w żadnym wypadku nie używajmy na skórę perfum, dezodorantów w sprayu czy innych mocno zapachowych kosmetyków. Zawarty w nich alkohol, jak i substancje zapachowe podrażniają skórę i prowadzą do przebarwień. Jeśli mimo takich zabezpieczeń, po kontakcie ze słońcem mamy zaczerwienienia lub przebarwienia, obwiniać możemy przyjmowane leki. Stosowanie antykoncepcji, kuracje hormonalne, a nawet przyjęcie tabletki przeciwbólowej trzy dni wcześniej, może skutkować zmianami na skórze.
Szczęście w nieszczęściu, że polskie lato nie dało nam zbyt wielu powodów do zmartwień. Nie wróciłam z urlopu brązowa jak heban, ale przynajmniej nie martwię się o żadne złośliwe choroby skóry. Poza tym na jasnej cerze – ewentualne – zmarszczki są mniej widoczne, a cera niekatowana słońcem w lecie, nie przejawia na jesieni tendencji do przetłuszczania się.